Wklejam całość bo to jest piękne:

"Tomasz Hajto kończy 50 lat. Jeden z najbardziej znanych polskich piłkarzy początków tego stulecia w Niemczech zapisał swoją najlepszą piłkarską kartę w karierze. Przeżył też wiele ciekawych przygód, o których opowiedział w swojej autobiografii “Ostatnie rozdanie”, napisanej z dziennikarzem Cezarym Kowalskim.

Hajto po bardzo dobrej grze w polskiej lidze, w 1997 r. przeniósł się z Górnika Zabrze do MSV Duisburg. Tam przeżył niemałe zaskoczenie, gdy dowiedział się, że musi płacić szczególnego rodzaju podatek.

— Podczas meldowania się w urzędzie musiałem odpowiedzieć na trochę pytań: podać adres, swoje dane, pokazać zezwolenie na pracę. Padło też pytanie, czy jestem katolikiem. Robert, który mi towarzyszył, wyjaśnił mi po polsku: “Pytają cię o katolicyzm. Gdy jesteś katolikiem, płacisz siedem procent od zarobków netto na Kościół w Niemczech. Musisz się zastanowić, bo co będziesz miał wspólnego w Niemczech z Kościołem, skoro jesteś Polakiem?”. Odpowiedziałem mu: “Jestem Polakiem, jestem wierzący, zapłacę” — wspominał Hajto.

Polski piłkarz zaczynający karierę w Bundeslidze zmienił zdanie. — Minęły dwa dni i tak sobie pomyślałem: “Co ja mam właściwie z Kościoła w Niemczech? Nic, to jest dla mnie tylko obowiązkowy podatek”. U nas w kraju to co innego – daję na tacę dobrowolnie. Wszyscy w Polsce mi zresztą doradzali: “Po co będziesz płacił jakiś podatek, lepiej przyjedź, daj tu na tacę tysiąc złotych. Nie ma czegoś takiego jak obowiązkowy podatek na Kościół. To jest skandal. Sam powinieneś dawać, bo jesteś wierzący, a nie dlatego, że ktoś cię zmusza”. No i wróciliśmy do urzędu z Robertem, który zaczął wyjaśniać: “On mnie źle zrozumiał, chciał powiedzieć, że nie jest katolikiem i nie będzie płacić” — wyjawił Hajto, przytaczając słowa swojego znajomego.

Reprezentant Polski nie płacił zatem wspomnianego podatku, ale czuł się zobowiązany dać więcej “na tacę” w rodzinnym Makowie Podhalańskim, gdzie według Hajty 98 proc. mieszkańców deklarowało się jako praktykujący katolicy. — Taki czułem wewnętrzny przymus — wspominał.

Na losy Hajty w Niemczech wpłynął jeden gest. — W czwartym roku podczas jakiegoś spotkania, wychodząc na murawę, jak zwykle się przeżegnałem. Okazało się, że na trybunach był gość, który pracował w urzędzie skarbowym, w którym składałem dokumenty przy meldunku. Kiedy zobaczył, jak robię znak krzyża, wrócił do pracy i doniósł na mnie, że najprawdopodobniej jestem katolikiem — opowiadał Hajto.

W jego sprawie korespondowały ze sobą kurie z Niemiec i Polski. W końcu do Duisburga dotarły informacje, że Hajto był chrzczony, miał bierzmowanie i ślub kościelny. — Któregoś dnia pojechałem na stację benzynową, zatankowałem, wziąłem bułkę i “Bilda”, poszedłem do kasy, żeby zapłacić kartą, a kasjerka mówi: “Przykro mi, ale muszę zatrzymać kartę”. Odpowiedziałem: “Pani poczeka, mam kredytową”. Daję jej kredytową, a ta kobieta powtarza: “Muszę zabrać kartę”. Pomyślałem: “K****, co jest grane?!”. Wyciągnąłem kartę z PKO, którą dostałem w prezencie, i powiedziałem: “Niech pani spróbuje z tą”. “Niestety, tę też musimy zabrać” — przypominał były już zawodnik.

Okazało się, że jego konto zajęła skarbówka, co dla samego Hajty było kuriozalne: “Wjeżdżam na stację autem za 100 tys. marek, a nie mam na paliwo”. Na stację benzynową przyjechał jego przyjaciel, który przywiózł 200 marek w gotówce i pomógł mu zapłacić. — Przy okazji wręczył mi jakiś papier: “Tu masz wydruk ze skarbówki. Chodzi o zaległy podatek kościelny. Masz 24 godziny, żeby zrobić przelew, inaczej możesz iść do więzienia”. Zagrzałem się wtedy jak nigdy. Jak, k****? Za moją wiarę mam iść do więzienia? Mam płacić nie w moim kraju, nie w Polsce, którą kocham i w której się wychowałem? Mam iść do więzienia za wiarę w Niemczech, gdzie tylko pracuję?

Hajto dowiedział się, że musi zapłacić 100 tys. marek i 50 tys. marek kary za próbę zatajenia, że jest katolikiem. – Trudno mi w to było uwierzyć – Kościół zablokował mi konto. Bo takie miałem pierwsze odczucie – że zrobił to nie urząd skarbowy, tylko Kościół. Groził mi proces i kara finansowa za to, że chciałem uniknąć podatków — wspominał Hajto.

Ta przygoda nie wyhamowała jego kariery w Niemczech. Z Duisburga Hajto zrobił krok do przodu, przenosząc się do Schalke Gelsenkirchen, z którym walczył wkrótce o mistrzostwo Niemiec. Razem z Tomaszem Wałdochem ostatecznie byli drudzy na mecie Bundesligi, ale i tak zapisali się w historii klubu z Zagłębia Ruhry."